Przejdź do

Czy domy influencerów mają sens?

opublikowano: 04 marzec 2021
Czy domy influencerów mają sens?

Od 2018 roku na polskim YouTubie można zauważyć pewnego rodzaju trend. Influencerzy łączą się w większe zespoły (od 3 do 10 osób), tworząc wspólnie treści skierowane głównie do młodego pokolenia. Na potrzeby projektów wynajmowane są luksusowe wille, w których twórcy mogą bez przeszkód realizować różnego rodzaju treści w najlepszej jakości, z asystą montażystów, operatorów, a nawet fryzjerów i makijażystów.

Wyzwaniem dla osób zaangażowanych do tego typu projektów jest niemal codzienne nagrywanie filmów, regularne dodawanie postów na Instagram lub częste nagrywanie viralowych Tik Toków. Wszystko po to, by wbić się w wir popularności, zyskać zasięgi, a przede wszystkim zdobyć większą liczbę wartościowych współprac.

Do najpopularniejszych domów influencerów zaliczyć można Team X (edycja 1. oraz 2.), Ekipę Friza oraz The Blaze House. Domy te stają się w Polsce coraz bardziej popularne. Ich format musi być jednak dobrze przemyślany, aby mógł osiągnąć sukces – nie wystarczy tak po prostu zebrać kilku influencerów i zamknąć ich pod jednym dachem. Jakie są więc szanse i zagrożenia dla twórców działających w grupie?

Co zadecydowało o sukcesie Ekipy Friza i… Big Brothera?

Na amerykańskim YouTubie domy influencerów są sprawdzonym i dobrze działającym systemem. W Polsce przyjmują się zasadniczo dobrze, choć – na przykładzie pierwszej edycji Teamu X – można zauważyć też typowe „błędy młodości” wprowadzania zachodniego formatu w naszym kraju. Największym z nich był przypadkowy lub wręcz losowy dobór influencerów – a w pośpiechu łatwo ten błąd powtórzyć. Wtedy taka produkcja, zamiast stać się dla influencerów trampoliną do kariery, może okazać się jej końcem.

Nawet jeśli osoby odpowiedzialne za utworzenie Teamu X się od tego odżegnują, to trudno uniknąć porównania domów influencerów z reality show z początku wieku – Big Brotherem.

Kluczem do sukcesu była w dużej mierze kwestia „podglądania” uczestników. Nie da się ukryć, że człowiek ma naturę podglądacza – lubi wiedzieć i widzieć, co dzieje się w życiu drugiej osoby. Uczestników aż chciało się oglądać – byli dobierani długo, w przemyślany sposób, a każdy z nich był bardzo charakterystyczny. Jednocześnie jako grupa byli bardzo zgrani, a ich relacje – autentyczne. Niektóre przyjaźnie zawarte w tym programie trwają aż do dziś.

Podobnie jest w Ekipie Friza – i to właśnie w tym należy dopatrywać się źródła jej sukcesu. Członkami ekipy (zdecydowanie „członkami”, nie „uczestnikami programu”) nie stają się przypadkowe osoby – są nimi znajomi i przyjaciele „trzonu” Ekipy Friza, czyli Łukasza „Wujka Łukiego” Wojtycy, Mateusza „Tromby” Trąbki i oczywiście samego Karola „Friza” Wiśniewskiego. W efekcie ich treści są naturalne, niewymuszone i przepełnione pozytywnymi wibracjami. Można odnieść wrażenie, jakby się oglądało grupę dobrych przyjaciół, a nie dobranych na siłę „uczestników programu”, będących jedynie jego „produktem” marketingowym. W dzisiejszym świecie social mediów widownia bardzo szybko wyczułaby fałsz.

Team X, czyli do dwóch razy sztuka

Oglądając drugą edycję Teamu X, nie sposób nie zauważyć, że twórcy wyciągnęli wnioski z wcześniejszej porażki (wynikającej z nieodpowiedniego doboru ludzi, konfliktów na linii influencerzy–agencja czy osobistych sporów pomiędzy twórcami) i nie chcą zmarnować potencjału tego formatu. Aktualna ekipa influencerów działa na różnych platformach (YouTube, Instagram, TikTok) i w różnych obszarach tematycznych. Dzięki temu można z zainteresowaniem śledzić losy nie tylko całej ekipy, ale także każdego influencera z osobna. Szczególnie mocno wybija się na ich tle Leksiu, który swoją charyzmą i wyluzowaniem zdobywa sympatię innych członków grupy oraz internautów. Warto podkreślić, że przed wejściem do Teamu X nie był szczególnie znany, a przez niecałe trzy miesiące od momentu, w którym pojawił się w domu, zebrał ponad 370 tysięcy obserwatorów na Instagramie.

Oczywiście nie zabrakło kontrowersji, a nawet hejtu ze strony obserwatorów. Team X zarzucało się najczęściej zbyt duże podobieństwo nowych influencerów do poprzednich. Negatywne oceny zbierał także trailer zapowiadający drugą edycję, w którym ważnym wątkiem fabularnym było przedstawienie uczestników poprzedniej… jako martwych. Z kolei jeden z pierwszych filmów nagrany w drugiej edycji Team X zdaniem obserwatorów tak bardzo przypominał jeden z filmów Ekipy Friza, że należałoby wręcz mówić o plagiacie. Start drugiej edycji nie był więc łatwy.

Prawdą jest, że przy tego typu formacie i całej idei kanału daily – czyli takiego, na którym filmy mają pojawiać się codziennie lub przynajmniej kilka razy w tygodniu – może być trudno o oryginalność. Zwłaszcza, że domy influencerów czerpią przeważnie z tego samego, amerykańskiego źródła.

Niemniej jednak widać, że częste nagrywanie wychodzi wszystkim na dobre: influencerzy wzajemnie motywują się do pracy, obopólnie reklamują swoje profile, a zasięgi rosną wszystkim.. W ten sposób o wiele łatwiej nawiązywać współpracę dla dobrych marek i lokować ciekawe produkty.

Po wizerunkowym braku sukcesu pierwszej części projektu Team X ich następcy naprawdę nieźle sobie radzą – widać to po wyświetleniach czy współczynniku zaangażowania pod materiałami. Prą do przodu i wcale nie zapowiada się na to, żeby dobra passa szybko przeminęła. Uczestnicy sprawiają wrażenie bardziej przywiązanych do siebie i pozytywnie nastawionych do całego projektu niż ich poprzednicy; wizerunkowo wypadają o punkt wyżej.

The Blaze House

Kolejnym interesującym domem jest The Blaze House. To projekt trzech influencerów – Dominika Rupińskiego, Pawła Zmitrowicza i Filipa Kłody. Wybrali sobie oni wprost idealny moment na wprowadzenie się do wspólnego domu. Był to kwiecień 2020 roku – w tamtym czasie Ekipa Friza zakończyła projekt w USA, a nad pierwszą edycją Teamu X zbierały się czarne chmury. Można powiedzieć, że wbili się w pewną lukę, która wówczas pojawiła się nad polskim YouTubie.

Od pierwszego odcinka było widać, że szukają na siebie pomysłu – pokazywanie domu przed remontem i wprowadzeniem się, brak wspólnego kanału, tworzenie różnych treści na indywidualnych profilach (choć raczej dla młodszej, „tik-tokowej” widowni)… Sami influencerzy może nie różnią się charakterem aż do takiego stopnia, jak niektóre osoby ze wspomnianych wcześniej domów, ale mają lojalne grono odbiorców i pewną oglądalność. Co najważniejsze, mają też możliwość i potencjał wprowadzenia czegoś więcej – na przykład tego, co w filmach nazywa się „bromance”, czyli przygody z męską przyjaźnią w tle. Są oni pierwszą grupą, która składa się wyłącznie z męskiego składu. Ta cecha pozwala twórcom dotrzeć do nowego grona odbiorców i zyskać zainteresowanie nieco odmiennej publiki niż Team X lub Ekipa Friza. To samo dotyczy współpracy – panowie mają szansę, by reklamować produkty bardziej skategoryzowane i sprofilowane na mężczyzn (np. męska odzież czy nowinki technologiczne). Życzę im, aby prawidłowo wykorzystali swoje „pięć minut” i wyświetleniami dobili wynik porównywalny z pozostałymi, topowymi domami.

Podsumowanie

Domy influencerów są pomysłem, który – odpowiednio przygotowany – ma spore szanse na to, by zakończyć się sukcesem. Dzięki takiemu formatowi influencerzy mogą zyskać naprawdę wiele – zarówno w kontekście rozwoju, poszerzania horyzontów, jak i wartościowych współprac. Dobrze dobrani influencerzy nagrywają „trendujące” filmy, nawiązują współprace i znajomości, które w normalnych warunkach nie miałyby szans zaistnieć.

Trzeba jednak zaznaczyć, że kolejne domy influencerów mogą mieć coraz bardziej pod górkę. To moda, która – jak każda inna – w pewnym momencie może się znudzić. Influencerzy niemający do zaoferowania nic poza wspólnym contentem mogą nie być w stanie wybić się na samej „świeżości” formatu. Dlatego właśnie domy influencerów będą musiały być strategicznie zaplanowane i dopracowane w wykonaniu – zwłaszcza pod kątem doboru samych influencerów, oryginalnych treści i naturalności w relacjach. Tylko czy to ostatnie da się zaplanować?

Kontakt

    Imię
    Nazwisko
    Adres email
    Opowiedz nam o swoim projekcie

    Tears of Joy Sp. z o.o.

    ul. Białostocka 22

    03-741 Warszawa

     

    Napisz do nas smile@tearsofjoy.pl